W sobotę 24 listopada uczestnicy Parafialnych Komórek Ewangelizacyjnych na otwartym spotkaniu na Strychu zgłębiali temat wiary. Zaczęliśmy od spotkania modlitewnego pełnego dziękczynienia i uwielbienia. Podczas eucharystii o. Robert w sposób bardzo interesujący przedstawił jak nasze „credo” przeobrażało się w Kościele do dzisiejszego kształtu. Następnie zachęcił aby podczas grup dzielenia szczerze przyznać się do ewentualnych trudności w wyznawaniu wiary. I rzeczywiście w klimacie bezpieczeństwa wielu ludzi wyrażało jak trudno im jest przyjąć i zaakceptować niektóre sformułowania wyznawanej wiary. Było również wiele świadectw, jak Bóg wspaniale odpowiada tym, którzy Mu ufają. Bodajże najpiękniejsze przedstawiamy poniżej:  "Moja Góra Błogosławieństw" i przepis na "święte" życie
                    
                     Oto biedak zawołał,
                     a Pan go usłyszał
                     i wybawił ze wszystkich ucisków. (Ps 34, 7)
 
Pragnę oddać Panu chwałę za wielkie rzeczy, które mi uczynił
i dać świadectwo Jego wierności danym obietnicom i Miłości
Miłosiernej, i opowiedzieć, jak po "50-tce" doświadczyłam
czułej Ojcowskiej miłości i zobaczyłam, że jestem "ukochaną
córeczką Tatusia".
Pracuję w pięknym miejscu, bardzo kocham tą przestrzeń
i to, co robię w mojej pracy. Jestem osobą odpowiedzialną, "uporządkowaną,"
dobrze wykonującą swoje obowiązki i staram się być autorytetem
i "wzorem" dla młodszych.
I stało się, że...zgubiłam... "rzecz bezcenną, jedyną w swoim rodzaju", i...czarna rozpacz... 
Teraz już nic nie będzie takie, jak być powinno!!!  I gdybym oddała moją pensję za jeden miesiąc,
pensje za jeden rok lub pensje za lat pięć, to...pieniądze tego nie rozwiążą.  Bardziej jeszcze bolałam nad zagrożeniem na jakie naraziłam MOJE PIĘKNE I UKOCHANE MIEJSCE!
 Już nic nie będzie... tak jak dawniej... No, bo jak powiedzieć innym: "To cenna rzecz!"... "Strzeżcie jej
jak oka w głowie!" Stało się to pod koniec dnia pracy... Prawie umarłam ze smutku i z rozpaczy...
 Mój mąż powiedział: "Wyglądasz, jak by Cię przygniótł ciężki głaz".  I tak było... przez dwa długie (kolejne) dni...  Jedyną moją nadzieją był Pan i modlitwa...
 "Strzeż, Boże, to miejsce i tę rzecz... Nie - tak jak ja, nie ustrzegłam, ale ja wierzę, że Ty, Panie, wszystko możesz.
Tak się obowiązki poukładały, że dopiero w trzecim dniu mogłam podjąć poszukiwania owego zgubionego przeze mnie SKARBU! To były bardzo długie trzy dni..., dni, które uczyły mnie pokory i zaufania Panu i mojemu Tatusiowi. Z modlitwą różańcową szłam i szukałam, a Pan mnie prowadził
na górę "niezbyt wysoką" (taki ze mnie zdobywca Bożych...pagórków, na razie). A na szczycie pagórka... trzy małe buki dziko rosnące, a na jednym z nich... zgubiona rzecz.
Wyśpiewałam Panu Pieśń Uwielbienia...
"Biedak zawołał i Pan go wysłuchał"...
Pan pokazał mi także to, że zawsze strzeże to, co dobre, piękne
i bezcenne dla człowieka i zawsze strzeże człowieka, który Jemu
ufa i woła do Niego z otchłani swojej czarnej rozpaczy...
I teraz, rzeczywiście, już NIC nie będzie takie samo, jak było.
 I chociaż sytuacja powróciła do swojej normy... to jednak ja...
nawróciłam się... A nawrócona pobiegłam wdrapać się na kolana
mojego Taty i przytuliłam się mocno do Jego SERCA!!!
Kiedy wróciłam do domu, mąż wiedział...
"Nie ma już tego głazu, który Cię miażdżył, i znowu fruwasz!"
Oj, fruwam, bo właśnie dzisiaj się dowiedziałam, że jestem...
UKOCHANĄ CÓRECZKĄ MOJEGO TATUSIA i otrzymałam od NIEGO
piękny wymarzony prezent...A stało się to, abym w TO uwierzyła...
A przepis na życie: to MÓJ Psalm 34, w którym znalazłam werset 7
i... modliłam się do Pana słowami tego wersetu, a dalej są w tym
psalmie piękne słowa:
Skosztujcie i zobaczcie, jak dobry jest Pan...
Szczęśliwy człowiek, który się do Niego u cieka...
Bójcie się Pana, święci Jego,
gdyż bogobojni nie doświadczają biedy!!!
 
Chwała Panu, Alleluja!!!  
                 UKOCHANA CÓRECZKA TATUSIA